Najlepsze Blogi

piątek, 18 listopada 2011

Wejście smoka, czyli jak się sprawdza podejrzane mieszkania.

Zgodnie z art. 220 kpk, przeszukania lokalu może dokonać prokurator, policja lub inny organ. Co jednak w przypadku, kiedy organy śledcze nie chcą działać w sposób oficjalny aby nie wzbudzać podejrzeń podczas obserwacji podejrzanego? Stosuje się wówczas bardzo prosty zabieg.


Prowadzenie śledztwa jest niekiedy bardzo praco i czasochłonną czynnością, wymagającą nie lada pomysłowości. Najważniejszą sprawą na pewnym etapie jego prowadzenia jest ostrożność i poufność aby obserwowany delikwent nie zorientował się w zamiarach.

Wielu ludzi zajmujących się nielegalnymi procederami czuje się bezpiecznie w swoich mieszkaniach lub domach. Każdy słyszał o niebezpiecznych bandziorach którzy to uprawiali konopie w doniczkach lub przechowywali gotowy produkt w domu. Często jest to dla nich jedyne wyjście ponieważ nie mają możliwości przechowywania materiału lub prowadzenia swojej działalności w innym miejscu które mogłoby budzić podobne zaufanie jak własne mieszkanie w którym czują się najbezpieczniej. Czy aby na pewno najbezpieczniej? Nic bardziej mylnego.

Oficjalnie funkcjonariusz nie ma prawa wejść do lokalu bez nakazu prokuratora, wyłączając szczególny przypadek wymieniony par. 3 w/w artykułu. Wystarcza wówczas jedynie zgoda przełożonego oraz oczywiście legitymacja. Jednak po takiej „akcji” delikwent będzie już wiedział, że coś na niego mają dlatego oficjalne wejście dokonuje się w uzasadnionym przypadku, przeważnie wówczas kiedy ma się co najmniej 90% pewność na znalezienie fantów lub w przypadku kiedy nie ma innej możliwości. No właśnie, co to znaczy „innej możliwości”?

Sposobów jest kilka, ja wymienię tylko jeden, ale za to najbardziej powszechny oraz najskuteczniejszy. Otóż prowadząc czynności funkcjonariusze podszywają się często pod gazownię, elektryków, kominiarzy, robotników i innych, którzy mają prawo wejścia do lokalu. Najczęściej wykorzystuje się metodę „na gazownię” lub „na elektryka”. Funkcjonariusze dbają wówczas o najmniejsze szczegóły ubioru i wyposażenia, są również przeszkoleni w podstawach posługiwania się fachowymi określeniami oraz mają podstawową znajomość dotyczącą instalacji gazowych lub elektrycznych. Aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń, sprawdzają po kolei wszystkie mieszkania w klatce dokładnie tak samo jak robią to prawdziwi fachowcy.

Metodę „na gazownika” wykorzystuje się przeważnie wówczas kiedy chce się zrobić szybki rekonesans lokalu. Gazowy funkcjonariusz wchodzi wtedy do łazienki i kuchni, ogląda oraz sprawdza instalację aparatem do szczelności jednocześnie dyskretnie i obiegowo obserwuje lokal. Chodzi również o zamienienie kilku słów z lokatorem aby wydobyć pewne informacje które mogą się przydać np. czy delikwent wynajmuje lokal, czy przebywa w nim większą część dnia itp.

Natomiast metoda „na elektryka” jest już bardziej zaawansowaną. Do lokalu wchodzi wtedy dwóch funkcjonariuszy z których jeden sporządza poglądowy plan mieszkania rzekomo w celu naniesienia punktów w których są gniazdka elektryczne. Niezbędny jest w takich wypadkach dostęp do wszystkich gniazdek gdyż „elektryk” powołuje się na techniczne wymagania prowadzonych pomiarów. Jest to często kłopotliwe dla lokatora ze względu na konieczność np. odsuwania mebli, a dla kogoś, kto w lokalu prowadzi kontrabandę, szczególnie niezręczne. Widać wówczas jak na dłoni, że delikwent próbuje się z jakiś przyczyn wykręcić, jest niechętny i podejrzliwy wobec dokonujących sprawdzenia instalacji, niechętnie rozmawia. Także jego język ciała sporo zdradza. Czuje się niezręcznie, nie jest swobodny, podąża krok w krok za osobą sprawdzającą instalację itp. W tym czasie drugi funkcjonariusz dokonuje tych samych czynności co pierwszy, czyli włącza przyrząd do pomiarów do każdego z gniazdek. Trudno jest wówczas trzymać na oku obydwóch, ponieważ są sprawnie zorganizowani niczym prawdziwi elektrycy i wiedzą dokładnie co mają robić.

Aparaty służące do pomiarów są tylko rekwizytami. W rzeczywistości są one wyposażone w kamery i mikrofon. Dwóch „elektryków” przemierzających mieszkania z takimi urządzeniami zawieszonymi na szyi, są w stanie sfotografować (nagrać video) cały lokal w 3 minuty, czyli tyle ile trwa wizyta. Oczywiście na koniec dostaje się do podpisania dokument (oczywiście oryginalny) na którym kwituje się potwierdzenie sprawdzenia instalacji.

Reasumując. Metoda na gazownika służy przede wszystkim szybkiemu sprawdzeniu delikwenta i jest stosowana raczej w przypadkach kiedy sąsiedzi delikwenta składają skargi na jego zachowanie np. gdy jest za głośno lub kiedy przeciwnie – zbyt cicho a podejrzany unika kontaktu z ludźmi. Sprawdza się przede wszystkim czy nie majstruje coś przy gazie lub czy nie posiada jakiś zaburzeń psychicznych których jest nieświadomy, np. czy nie gromadzi w domu jakiś dziwnych przedmiotów, nie buduje czegoś, nie maluje jakiś dziwnych rysunków na ścianach itd. Jest wiele przypadków osób z zaburzeniami psychicznymi, którzy mieszkając sami w swoim bezpiecznym schronieniu, nie mają świadomości tworzonych przez siebie rzeczy które stanowią dowód ich zaburzeń. Tak jest w przypadku różnej maści psychopatów którzy potrafią rozkleić zdjęcia obiektu swojego pożądania po całej ścianie tworząc niekiedy zmyślną mozaikę i jednocześnie nie zdając sobie sprawy, że robią coś dziwnego. Kiedy jednak przyjrzeć się bliżej zdjęciom okazuje się, że posiadają one wydrapane oczy itp. Co ciekawe osoby takie za wszelką cenę starają się ukryć swoje „dzieła” jakby podświadomie przeczuwały, że coś jest w tym niepokojącego. Tak więc metoda na „gazownika” służy głównie rozpoznaniu takich osób. W przypadku „elektryków” w grę wchodzi już dokładniejsze rozpoznanie mieszkania i delikwenta które ma na celu wejście do wszystkich pomieszczeń i na ile to możliwe, zaglądnięcie we wszystkie możliwe zakamarki mieszkania rzekomo z celu dotarcia do gniazdka lub sprawdzenia przewodu elektrycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz