Najlepsze Blogi

niedziela, 23 października 2011

Kamery w hipermarketach

Zamieszczam tę informację ponieważ uważam, że ludzie mają prawo o tym wiedzieć. Oczywiście uczciwi klienci nie mają się czego obawiać, jednak inwigilacja staje się coraz większa i o tym moim zdaniem warto powiedzieć.  

 
W ubiegłym tygodniu w budynku w którym jest biuro naszej firmy zamontowano monitoring. Podczas przerwy na papierosa rozmawiałem z jednym z instalatorów i chciałbym się z Wami podzielić tym co mi powiedział.

W skrócie to gość pracuje w niewielkiej firmie zajmującej się instalacjami bezpieczeństwa w budynkach użyteczności publicznej, sklepach, zakładach pracy itp. Oferują dość szeroki zakres – od alarmów po kompleksowy monitoring. Mimo się rozmawiało i od słowa do słowa zapytałem co sądzi o monitoringu w dużych marketach. Uśmiechnął się i powiedział, że nie musi niczego sądzić ponieważ serwisuje takowe systemy. I tu zaczęła się jazda, bo zaczął mi opowiadać o związanych z nimi kwestiach technicznych.

Proszę sobie wyobrazić, że monitoring sklepowy w dużych sieciach handlowych jest tak skonstruowany, że osoba go obsługująca ma w 90% pokrycie sklepu a w 100% pokrycie powierzchni handlowej (tej, gdzie jest towar) Do tego dochodzi zaplecze, magazyny i teren przed sklepem. Kamery są w pełni regulowane, posiadają focus i obrotnice. Ale nie to jest najlepsze.

Zaawansowany monitoring w hipermarketach posiada system wykrywania twarzy. Każdy klient już na wejściu jest „zczytywany”. Jeśli dla przykładu ktoś został przyłapany na kradzieży to daje się delikwentowi propozycję „nie do odrzucenia” polegającą na tym, że zamiast wezwania Policji robi się kilka zdjęć. Nie mówi się mu po co to, ale 90% złodziejaszków godzi się na ten warunek aby w ten sposób uniknąć wizyty na komisariacie tym bardziej, że nie muszą nic robić tj. po zrobieniu fotek puszcza się ich wolno nawet nie muszą swoich danych podawać! (to akurat jest zrozumiałe w kwestii danych osobowych) Oczywiście towar który przy nich znaleziono muszą oddać J Mają w związku z tym poczucie, że się nad nimi zlitowano i się wszystko upiekło. Następnym razem jeśli sytuacja się powtórzy, ochrona wzywa Policję i uruchamia się cała machina postępowania w takich przypadkach, ale oni już o tym doskonale wiedzą po pierwszej dziewiczej „sesji zdjęciowej”. Są złodziejami, ale nie idiotami - przynajmniej nie wszyscy.

Monitoring jest skonstruowany w ten sposób, że w momencie wykrycia osoby wprowadzonej do bazy następuje jej śledzenie przez cały czas przebywania w sklepie. Polega to na tym, że osoba obsługująca monitoring dostaje info, iż delikwent o takim numerze jest na hali, w którym miejscu dokładnie się znajduje itd. Informacje są do tego stopnia szczegółowe, że jest nawet mapka przemieszczania się gościa po sklepie z dodatkowymi szczegółami jak np. ile przebywał w danym miejscu hali (!!!) jak się przemieszczał no i w końcu jaki czas znajdował się na sklepie, dokładna godzina itd. W momencie przyłapania go na kradzieży nie trzeba z nagrania mozolnie wyszukiwać gościa z tłumu, ale dostaje się gotowca od początku do końca gdzie się kręcił, co robił, gdzie stał itd.

Duże hipermarkety należące do tej samej sieci wymieniają się wzajemnie bazą danych o „delikwentach” bo technicznie nie stanowi to żadnego problemu. Zdjęcia są wprowadzane do programu i tam skanowane pod względem charakterystyki twarzy, podobnie jak ma to miejsce w aparatach cyfrowych z tym, że słowo „podobnie” robi tutaj dużą różnicę.

Oczywiście pracownik obsługujący taki monitoring nie jest dzięki niemu wyręczony zupełnie na wzór Homera Simpsona, ale znacznie ułatwia on pracę a przede wszystkim ogranicza liczę osób niezbędnych do obsługi całego systemu. Po prostu liczy się kasa. Taki system nie ma wymagań, nie strajkuje, nie narzeka i nie ma „znajomków” no chyba, że się w niego zaingeruje, ale to wymaga dostępu na poziomie administratora.
Dodatkowo jeśli delikwent pojawi się na hali to info o nim dostają wszyscy ochroniarze (słuchawka w uchu) oraz od święta spacerujący po hali tajniacy „robiący zakupy”.

I to jest najważniejsza kwestia w tej całej zabawie – chodzi o to, aby złapać złodzieja na gorącym uczynku bo tylko to stanowi przekonywujący dowód w ewentualnej sprawie. Sam zapis z monitoringu, chociaż w wysokiej rozdzielczości, nie stanowi wystarczającego dowodu, ponieważ delikwent może się wyprzeć i powiedzieć, że np. „włożył rękę do kieszeni i co w związku z tym?” Tak więc musi zostać złapany za rękę przez ochroniarza w momencie wynoszenia towaru i w tym właśnie jest ów monitoring najbardziej potrzebny – śledzić, podejrzeć, dać cynk ochronie, złapać.

Kończąc już, zastanawiające są dwie sprawy z tym związane. Po pierwsze potrzeba instalowania takich systemów kosztujących ogromne pieniądze – jaka musi być skala kradzieży skoro to wszystko się opłaca montować? Po drugie ktoś może powiedzieć, że taki system jest bez sensu ponieważ skupia się uwagę na osobach już zarejestrowanych w systemie, a co z pozostałymi? Otóż problem z kradzieżami w sklepach polega na tym, że notorycznie dokonują ich te same osoby lub, co staje się coraz powszechniejsze - zorganizowane grupy. To na nich markety tracą najwięcej i to właśnie w nich uderza się takimi systemami.

Oczywiście de facto odbija się to na zwykłych ludziach, na potrzebie kontroli i podejrzliwości wobec wszystkich i na punkcie wszystkiego.

Big Brother i Orwell w życiu codziennym.

6 komentarzy:

  1. Dzieki za artykul. Bardzo interesujacy. Nie jestem zlodziejem, ale az mnie nosi jak codziennie dowiaduje sie, ze komputery wjebaly sie w kolejna strefe zycia....GRRRRRRRRRR

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodam jeszcze, że dowody osobiste i paszporty ze zdjęciami biometrycznymi umożliwiają stworzenie pełnej bazy obywateli i śledzenie ich kamerami monitoringu miejskiego. To jest dopiero Orwell.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Pseudokibic

    Jeżeli chodzi o miejski monitoring to można "spać spokojnie" NA RAZIE. Dlaczego? Ponieważ system identyfikacji za pomocą CCTV jest na razie bardzo drogi i mogą sobie na niego pozwolić tylko nieliczne placówki. Ale to się zmienia, ponieważ z jednej strony system identyfikacji (rozpoznawanie twarzy) staje się coraz doskonalszy bo jest to sprawa software czyli programowa a nie sprzętowa, a po drugie ceny zarówno oprogramowania jak i sprzętu spadają. Minie jeszcze kilka lat zanim się upowszechni na tyle, aby być rozpoznanym "na każdym kroku". Ale wszystko niestety ku temu zmierza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Należałoby dodać, że wykrywaną twarz można przypisać do tablicy auta; coraz częściej są te kamerki na trasach albo gdzieś przy bramkach. Od zwykłych różnią się tym, że są skierowane wprost na tablice auta pod niewielkim kątem, po jednej na każdy pas jezdni. Przy bramkach często są instalowane na niewielkiej wysokości (np 50cm od ziemi). W Moskie jest taki system, że wiadomo kiedy i gdzie dana osoba jechała i kiedy i gdzie przechodziła na pieszo. Oczywiście na dzień dzisiejszy wszystko jest obarczone dosyć dużym współczynnikiem błędu.

    OdpowiedzUsuń
  5. @BartoszW

    Systemy czytające tablice rejestracyjne istnieją już od kilku ładnych lat. Masowo duże stacje benzynowe zaczęły wdrażać te systemy gdzieś około 2007 roku. Potem zainteresowali się tym inni prowadzący interes gdzie przewijała się duża ilość samochodów, np. duże hurtownie, fabryki itp gdzie sporo aut wjeżdżało i wyjeżdżało z bazy.

    A kwestia błędów to jest sprawa wyłącznie software który to czyta. Poprawia się to z roku na rok.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak a'propos automatycznego odczytywania tablic rejestracyjnych, przypomniało mi się to:
    http://niebezpiecznik.pl/wp-content/uploads/2009/10/radar3-418x350.jpg

    OdpowiedzUsuń