Najlepsze Blogi

niedziela, 13 listopada 2011

Mieszkania w Polsce. Wstrząsający tekst z 2008 roku.

"Ceny nieruchomości są ustawione pod Was - obecnych 20-30 latków, którzy w większości zamierzacie założyć rodziny i z tą rodziną mieszkać na swoim ..." Prezentuję dzisiaj Państwu 100% esencji, gołą i wstrząsającą prawdę o mieszkaniach, kredytach, developerach i bankach. Czy od 2008 roku coś się zmieniło? Mocna lektura, zapraszam!  


Ceny nieruchomości są ustawione pod Was - obecnych 20-30 latków, którzy w większości zamierzacie założyć rodziny i z tą rodziną mieszkać "na swoim". Na Was postanowili zarobić w ostatnich latach developerzy, bankierzy, doradcy z biur obrotu nieruchomościami (BON), którzy chcąc wykorzystać fakt wyżu demograficznego i jego wkraczanie w dorosłe życie, sztucznie zawyżają ceny mieszkań, bo po prostu mają w tym interes - im wyższa cena mieszkania, tym wyższa prowizja od sprzedaży dla developera i doradcy, wyższe odsetki dla banku. Nakręcali więc od kilku lat rynek, wykorzystując m.in. media (np. artykuły sponsorowane), które miały w społeczeństwie wywołać panikę i obawę przed brakiem możliwości zakupu mieszkania (dużo ludzi/mało mieszkań), powodując lawinowe wykupywanie nieruchomości.   

Coś na zasadzie ogłoszenia, że od 1. kwietnia zamkną się wszystkie apteki i ludzie rzucają się by zrobić zapas leków. Potem ten co zrobi zapas leków, które miały zawyżone ceny, myśli, że złapał srokę za ogon i jest szczęśliwy, że w ogóle te leki ma.   

Wracając do nieruchomości:
   
Wszystko szło po myśli developerów, ludzie decydowali się na długoterminowe kredyty z niebagatelnymi odsetkami, zgadzając się na wieloletnie obciążenie swojego domowego budżetu. Skąd ta ugoda?     
Otóż Polacy dostali w swojej historii tyle po tyłkach, że takie "przejściowe problemy" traktujemy jak coś naturalnego, a obecna sytuacja jest jedynie kryzysikiem. Wydatek często połowy budżetu jest dla Polaków do przełknięcia i da się z tym (wg. Polaka) żyć. Jesteśmy przyzwyczajeni, że zawsze jest pod górkę. Po prostu uważamy, że w tym kraju żyje się z krzyżem na ramieniu, że trzeba się z tym pogodzić, że Polak jak nie ma tematu do marudzenia to nie żyje. Od zawsze jest przyzwolenie na dostawanie po głowie "dla przyszłości dzieci, żeby chociaż one coś miały od życia".   

Spekulanci (m.in. banki zachodnie) obawiali się wejścia Polski do UE i szybkiej emigracji, dlatego lobbowali za wprowadzeniem okresów przejściowych chociażby u najbliższych Polsce sąsiadów. Dlaczego rząd nic nie robił, to już niech każdy sobie sam odpowie jak lobbyści załatwiają takie sprawy np. na cmentarzach.

Resztę miały załatwić problemy z transportem spowodowane umiejscowieniem geograficznym (samolot, prom, autokar). Dlatego liczono, że Polak jest leń i nie będzie mu się chciało wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pracy, musiałby też sporo wydać na transport (w 2004 był to spory wydatek). Poza tym buńczuczny charakter młodego Polaka podpowie mu, że nie po to studiował 5 lat, żeby z dyplomem specjalisty od spraw żadnych, pracować np. u Angola na tzw. zmywaku, a jak już pojedzie, to obudzi się w nim mickiewiczowski romantyzm i zatęskni za rodziną, jedzonkiem, szybko wracając z workiem pieniędzy do Polski, gotowy by ten worek z kasą przeznaczyć - jak nakazuje polska tradycja - na własny kąt. Ci co by zostali znaleźliby pracę (przecież był mega rozwój gospodarczy), bo ówczesny rynek pracy był rynkiem pracownika, więc byle absolwent zarabiał w miarę prawidłowo, a co za tym idzie - ludzie łączyliby się w pary, zakładali rodziny i szukali swojego, własnego lokum. Oczywiście zgodnie z polskim zwyczajem - zadłużając się na 102 i uważając to za normę.

I tu na spekulantów czekało zaskoczenie...   

Polak zamiast zadłużyć się po uszy w banku w Polsce, wolał sprzedać ostatnie portki by kupić bilet na samolot i zacząć nowe życie na zachodzie. Emigranci z workami pieniędzy nie chcą wracać (prawie codziennie można przeczytać kolejne, sponsorowane, PROPAGANDOWE artykuły o lawinie powrotów z WB), BA! Kolejni młodzi wyjeżdżają (widać, to po tym, że nie ma komu pracować na emerytów), a ci co zostali, zasilają najliczniejszą grupę bezrobotnych i sami zastanawiają się nad wyjazdem. Przypomnę, że od 2011 Niemcy i Austria znoszą ograniczenia w zatrudnianiu Polaków.

A TO PECH! i kto ma teraz kupić te drogie mieszkania? Co robią developerzy?     
Obrali taktykę przeczekania kryzysu. Przecież z wysokich zarobków, kosmicznych marż i prowizji tak trudno zrezygnować. Utrzymują ceny, dalej reklamują swój towar, ściemniają, że ceny mieszkań maleją (np. o śmieszne 1% - artykuł sprzed kilku dni) albo, że wkrótce ich cena podskoczy. Takie manewry mają przekonać tych którzy mają zdolność kredytową i są gotowi kupić przeszacowane mieszkanie, że właśnie już teraz jest odpowiedni czas na zadłużenie i podpisanie cyrografu z bankiem.

Spekulanci nadal sztucznie podkręcają temperaturę i czekają na jelenia oraz powrót dobrych czasów...   
Ktoś spyta: dlaczego nie opuszczą od razu o 20-30 czy nawet 40%, Przecież mieszkania sprzedawałyby się jak ciepłe bułeczki. HA! Mniejsza cena to mniejszy % od sprzedaży - po 1, a co ważniejsze, to spowodowałoby nagle lawinowy spadek cen nieruchomości i ogromną wrzawę na rynku. Wybuchłaby ogromna afera. Najbardziej zdenerwowaliby się obecni kredytobiorcy, którzy dali się nabrać na wysoką cenę i zapewnienia o okazji oraz ci nabici w butelkę przez BONy. W tej chwili BONy bardzo często wyszukują osoby, które chcą sprzedać na lokalnym rynku atrakcyjne mieszkanie po niższej cenie od oferowanej przez BON. Przedstawiciel takiego biura kontaktuje się wówczas z indywidualnym oferentem i bajeruje go, przekonuje, że biuro może spokojnie wyciągnąć więcej z danej nieruchomości niż on chce. Koniec końców sprzedawca zostaje nadal z mieszkaniem, złudnie czeka na nabywcę, a BON jest zadowolony, bo odpadł mu konkurent "psujący" rynek od którego i tak wyciągnie prowizję w razie sprzedaży nieruchomości.   

Co ciekawe - spekulanci uczą się na swoich błędach z przeszłości i są przygotowani na ewentualny spadek cen mieszkań.     

Po 1 - developerzy. Nie zastanawiało was nigdy dlaczego opłaca im się stawiać nowe budynki, kontynuować budowy, jeżeli sprzedaż słabo idzie? Przecież większość nowych osiedli to ludzkie pustynie, wieczorem w oknach nie dostrzeże się zapalonego światła, a na połowie balkonów wywieszone są reklamy zachęcające do kupna/wynajmu. Nie taniej byłoby zostawić działkę odłogiem, bez inwestowania w nią albo chociaż wykorzystania w innym celu np. na pole golfowe? Nie! Widać opłaca się im postawić budynek po obecnej cenie, z obecnymi kosztami materiałów i robocizny, bo i tak wiedzą, że na tym zarobią nawet gdy obecne ceny mieszkań polecą na łeb na szyję.

Po 2 - przygotowały się BANKI. Każdy kredytobiorca hipoteczny dobrowolnie zgodził się na przedstawienie bankowi dodatkowego zabezpieczenia w razie zmniejszenia wartości nieruchomości więc jeżeli bierzesz kredyt przy mieszkaniu wartym 300 000, a po pęknięciu bańki spekulacyjnej, mieszkanie warte będzie 150 000, to wówczas bank może zażyczyć sobie dodatkowego zabezpieczenia kredytu by wyrównać stan 300 000. Bank zawsze spadnie na cztery łapy. 

Po 3 - świetnie przygotowany przez lobbystów, niby pomagający młodym rodzinom - program "rodzina na swoim"! Póki ten tworek będzie istniał, w Polsce nie będzie istniało pojęcie konkurencji na rynku kredytów hipo oraz mieszkaniowym. Dlaczego banki mają walczyć o klienta niższymi marżami/prowizjami, a developerzy niższymi cenami za m2 lokalu, skoro ktoś (PAŃSTWO) przyzwala na podwyższenie zadłużenia i cen, tym samym blokując konkurencję? "RNS" miał być wielką szansą dla młodych małżeństw, a w rzeczywistości jest szansą dla banków na nachapanie się kosztem młodych rodzin oraz reszty społeczeńtwa. 

Wnioski?

Ceny zaczną spadać po odłączeniu spekulantów od źródełka publicznych pieniędzy (program "rns"), czyli najszybciej za rok. Dodatkowo, w 2011 nastąpi otwarcie rynku pracy dla Polaków przez Niemców i Austriaków (KOLEJNA WIELKA EMIGRACJA ZAROBKOWA ale raczej bez powrotu, bo będzie bliżej do rodziny, i szybciej, jadąc po super autostradach), a więc ceny spadną w wyniku braku popytu - nie będzie naturalnych chętnych na mieszkania (młodych będzie co raz mniej, a osoby starsze raczej mieszkań nie zmieniają). Najszybciej spadną ceny mieszkań na Śląsku oraz woj. na zachodzie PL. Oczywiście zabezpieczenia lobbystów o których wspomniałem wyżej również kiedyś padną, bo politycy będą musieli w końcu udać (za przyzwoleniem tych co ciągną sznureczkami), że robią porządek ze spekulantami ale lichwiarze zdążą już swoje zarobić, bo większość obecnych kredytobiorców pierw spłaca odsetki, a potem kapitał. To będzie jednak trudne do zrealizowania, bo ludzie musieliby zmądrzeć, otworzyć oczy na obecną sytuację i mieć na tyle odwagi żeby zrobić szum. Ciekawie też zapowiada się sytuacja po wstąpieniu Polski do strefy EURO - lichwiarze wolą teraz swoje zagarnąć, bo potem będzie prawdziwa ruletka z płacami, przeliczeniami, kursami walut, inflacją. 

2 komentarze:

  1. Zapomina Pan jeszcze o państwie. Państwo to nie tylko "wylobbowane" przez wymienionych deweloperów, bankierów, doradców programy "rodzina na swoim" - państwo to absolutny ZAKAZ budowy czegokolwiek gdziekolwiek bez państwowej zgody którą coraz trudniej uzyskać, i państwowego haraczu który wciąż rośnie. W ten sprytny sposób istnienie kogokolwiek uwarunkowano swoistym, rzekomo dobrowolnym, haraczem dla ogólnie rozumianego "społeczeństwa". Nawet lichej ziemianki na własnym podwórku bez zgody nie wolno wybudować. Bardzo był sprytny ten gość, co wymyślił, że ludziom i tak będą się rodzić dzieci, dlatego najlepiej opodatkować i uwarunkować, że te dzieci będą chciały jakoś tam żyć.

    http://sierp.libertarianizm.pl/?p=680

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto również zwrócić uwagę na liczbę licytacji komorniczych. Jeszcze rok temu w Warszawie była to 1-2 na kilka miesięcy. Obecnie kilkanaście w miesiącu. Dodatkowo kwestia nabitych w RnS. Pierwsze kredyty (nieliczne) udzielone zostały w 2006 roku. W 2007 nastąpił gwałtowny wzrost liczby kredytów w RnS. Czyli dopłaty zaczną się kończyć w 2014-2015 roku. Dla wielu kredytobiorców będzie to oznaczało koniec możliwości terminowego spłacania rat. Pod koniec zeszłego roku (oczywiście za późno) KNF zwrócił uwagę aby banki były przygotowane na taki scenariusz. Polecam wpis u SiP'a http://stojeipatrze.blogspot.com/2011/12/knf-poprawa-bezpieczenstwa-rynku.html

    OdpowiedzUsuń