Najlepsze Blogi

wtorek, 25 października 2011

Z ostatniej chwili...

Przerywamy nasz program, aby nadać wiadomość z ostatniej chwili. Słuchacze informują nas o potężnym trzęsieniu ziemi w okolicach Warszawy. Świadkowie mówią o kompletnym chaosie, płoną domy i samochody. Proszę pozostać z nami, będziemy na bieżąco informować Państwa o tych straszliwych wydarzeniach.

Stałem właśnie na światłach kiedy usłyszałem w radio tę wiadomość. Rzeczywistość zamarła. Ruszyłem powoli i zatrzymałem się na parkingu pod stacją benzynową. Na litość boską, co się dzieje - pomyślałem zaniepokojony - może powiedzą coś więcej, bąknęli tylko o jakimś trzęsieniu ziemi.

Proszę Państwa - w głośnikach odezwał się wyraźnie poruszony głos prowadzącej redaktorki – mamy połączenie z naszym reporterem który jest teraz na miejscu tragedii. Darku, powiedz co się dzieje.
- Witam Agato, proszę Państwa ogrom tej tragedii jest trudny do opisania. Dzisiaj około godziny 11:30 zaczęliśmy odczuwać niewielkie, ale wyraźnie wstrząsy. Po kilku minutach nastąpiła potężna seria wstrząsów i nie mieliśmy kompletnie pojęcia co się dzieje. Te wstrząsy były tak ogromne, że niemal natychmiast w ruinę obróciło się kilkanaście budynków stojących w ścisłym centrum. Zabrzmi to przerażająco, ale zawalił się Mariott, runął budynek PZU. To jest straszne. Nie wiem co powiedzieć, nie mam żadnych informacji o ofiarach, ale można się spodziewać setek zabitych i rannych.
- Darku, powiedz co z ludźmi - wtrąciła wyraźnie zdenerwowana reporterka.
- Jestem teraz przy alejach... - połączenie zaczęło się urywać i słychać było jedynie strzępki zdań wypowiadanych przez reportera. Prowadząca przerwała relację i poprosiła słuchaczy o pozostanie przy odbiornikach gdyż postarają się jak najszybciej przywrócić łączność.

To nie może być prawda, co się dzieje z tym światem? - zapytałem sam siebie. Kilka miesięcy wcześniej zginął Prezydent wraz ze wszystkimi generałami, potem powódź w której ucierpiały tysiące ludzi a teraz trzęsienie ziemi. Niczym prolog „Ogniem i Mieczem” czytany przez Seweryna – pomyślałem z przekąsem. Przecież to jakiś matriks. O takich rzeczach słyszy się gdzieś w Ameryce, gdzie walą się budynki atakowane przez terrorystów, ale nie w moim kraju - powiedziałem z niedowierzaniem sam do siebie.
Zadzwonił telefon. To Aśka dzwoni z pracy.
- Kochanie słyszałeś co się stało? - zapytała zaniepokojona.
- No jasne, że słyszałem. Stoję teraz na stacji pod Coldeksem i słucham radia - odpowiedziałem.
- Kochanie proszę Cię, przyjedź tutaj szybko, boję się - w głosie Aśki było słychach wyraźny niepokój.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze, to nie u nas - odpowiedziałem spokojnym głosem starając się wyciszyć emocje.
- Rafał, u nas prawie wszyscy wyszli z biura na ulicę. Pod budynkiem jest mnóstwo ludzi i rozmawiają, nikt nie wie co się dzieje. Rafał, ja się boję - w słuchawce usłyszałem szlochanie.
- Już dobrze kochanie, jadę do Ciebie! - powiedziałem stanowczym głosem i włączyłem silnik - będę tam najszybciej jak się da, ale na pewno są duże korki na mieście. Najlepiej to wyjdź na zewnątrz jak wszyscy inni. Zrobisz tak kochanie? - zapytałem.
Aśka przytaknęła przez łzy a ja szybko pomknąłem przed siebie. Nie zwracałem uwagi na znaki ograniczenia prędkości, miałem wszystko gdzieś. Chciałem tylko jak najszybciej do niej dojechać. Niestety przy zjeździe z obwodnicy było to, czego nadzieję miałem uniknąć. Stanąłem w korku i ponownie włączyłem radio.
Reporter z którym poprzednio urwał się kontakt znowu zdawał relację:
- Czy na tę chwilę może Pan coś więcej powiedzieć - reporter zapytał swojego telefonicznego rozmówcę.
- W tej chwili straż pożarna prowadzi akcję przy alejach Jerozolimskich. Jest tam skierowanych 10 zastępów, na miejscu są też karetki pogotowia. Na bieżąco pomagamy rannym - odpowiedział opanowany ale wyraźnie wzruszony głos.
- Chciałem natomiast za pośrednictwem Państwa stacji – kontynuował telefoniczny rozmówca - jeszcze raz zaapelować do wszystkich mieszkańców stolicy, aby jeśli to możliwe nie pozostawali dłużej w swoich mieszkaniach i udali się na najbliższy stadion lub do parku lub na inną otwartą przestrzeń. Proszę Państwa, apeluję szczególnie do mieszkańców wielopiętrowych budynków, proszę spokojnie opuścić mieszkania i udać się jak najdalej od zabudowań! - rozmówca wyraźnie zaakcentował prośbę i po chwili mówił dalej - nie mamy na chwile obecną żadnych prognoz co do wystąpienia wtórnych wstrząsów. Nie odnotowaliśmy niczego w ciągu ostatnich 20 minut - taką informację otrzymałem z centrali - powiedział rozmówca.
- Proszę nam powiedzieć czy wiadomo coś o ofiarach i gdzie można uzyskać takie informacje?  - zapytał szybko reporter.
- Panie redaktorze, to są ogromne liczby i nie chciałbym o tym mówić teraz na antenie bez dokładnej weryfikacji, ale potwierdzonych jest w tej chwili około 300 zabitych - głos w słuchawce zaczął się urywać i słychać było jak wokół rozmówcy panuje krzątanina.

Reporter starał się z powrotem nawiązać kontakt z rozmówcą i po chwili znowu pojawił się głos rzecznika straży pożarnej.
- Panie komendancie, czy wiadomo coś więcej o liczbie poszkodowanych, gdzie można się kontaktować aby uzyskać jakieś informacje o bliskich, przecież w centrum miasta przebywa wiele tysięcy ludzi - zapytał reporter.
- Na tę chwilę czekamy na dokładne informacje. Wiem, że za kilka minut zbiera się sztab kryzysowy i zostaną określone dokładne plany działania. Wówczas będę mógł coś więcej powiedzieć... - rozmówca zawiesił głos a w tle było słychać jakąś rozmowę. Po chwili kontynuował - dostałem właśnie informację ze szpitala na Cystersów, że nie mają już miejsc na przyjmowanie rannych. W ciągu 30 minut przyjęli tam około 1200 osób z licznymi obrażeniami. Jest też informacja, aby już nie kierować tam rannych bo w szpitalu nie ma już miejsc. Są tam setki oczekujących osób - powiedział podniesionym głosem komendant i natychmiast dodał, że musi już kończyć połączenie.

Tymczasem ja posunąłem się zaledwie o kilkaset metrów a do biura Aśki było jeszcze 7 km. Wybrałem jej numer, ale odezwała się jedynie automatyczna sekretarka. Mam nadzieję, że jest już na zewnątrz z pozostałymi – pomyślałem. Na pewno jest przeciążenie sieci dlatego nie mogę się do niej dodzwonić.

Przełączyłem na inną stację i usłyszałem bezpośrednią relację z Warszawy. To była rozmowa z jakimś przechodniem.
- Byliśmy z żoną w biurze na siódmym piętrze kiedy poczuliśmy, jak wszystko zaczyna pod nami delikatnie wibrować - powiedział rozdygotany głos - nie wiedzieliśmy co się dzieje, myśleliśmy, że to może jakieś wibracje od maszyn pracujących na dole. Po chwili wszystko się uspokoiło i nagle rozległ się potężny wstrząs i rzuciliśmy się do ucieczki - świadek mówił to z ogromnymi emocjami. Przerwała mu jakaś kobieta, która z większym napięciem mówiła o tym jak wybiegali z budynku.
- Udaliśmy się od razu na schody, bo nie było sensu wsiadać do windy. Z resztą chyba i tak już nie działały - powiedziała przez łzy rozmówczyni - to było straszne, ludzie się rozpychali, ktoś krzyczał. Moja koleżanka z biura obok miała rozciętą twarz bo chyba jej coś spadło na głowę. Siedziała na ziemi z nienaturalnie wygiętą nogą w kolanie i krzyczała a my nie mogliśmy jej nawet pomóc, bo tłum napierał do wyjścia. Ludzie w panice tratowali innych. Nie wiem co się z nią teraz dzieje - rozległ się płacz rozmówczyni. Proszę, pomóżcie jej – dodała a jej głos zamilkł wraz z oddalanym się mikrofonem.
Reporter podbiegł szybko do innych osób.
Państwo tutaj pracowali? - zapytał reporter
- Tak, myśmy właśnie wybiegi przed chwilą z biura. W telewizji był komunikat żeby natychmiast opuścić budynki i wyjść na ulicę albo do parku najdalej od budynków - odpowiedział zdyszany przechodzień - ale nie wiem co się teraz dzieje, bo nie ma żadnych informacji, nie działają komórki, nie ma zupełnie żadnej łączności z nikim. Panuje tak ogromny chaos, że nikt nie wie co się właściwie dzieje. Myślałem, że to jakiś atak bombowy, albo wojna się zaczęła - w głosie przechodnia dało się wyczuć lęk i niepokój związany z całą sytuacją. Przed chwilą wyciągnęliśmy spod zwału gruzu jakiegoś człowieka i przenieśliśmy go na trawnik pod bankiem bo tam Policja i strażacy każą zanosić wszystkich poszkodowanych– dodał wyraźnie zmęczony.

Relację przerwała nagle redaktorka wiadomości, która połączyła się telefonicznie ze sztabem kryzysowym.
- Proszę Państwa - zaapelował rozmówca - proszę wszystkich o opuszczenie budynków i spokojne udanie się na otwartą przestrzeń. Proszę nie ulegać panice i bezwzględnie podporządkować się zaleceniom służb porządkowych. Proszę abyście Państwo zabrali ze sobą tylko najpotrzebniejsze i najcenniejsze rzeczy. Jeszcze raz proszę nie ulegać panice - podniesionym głosem mówił szef powołanego przed chwilą sztabu kryzysowego.
- Panie komendancie, proszę powiedzieć słuchaczom coś o liczbie rannych, czy wiadomo ile osób zginęło? - zapytała reporterka.
- Cały czas spływają do nas dane ze szpitali położonych najbliżej centrum i są to wszystko dane bardzo szacunkowe. Na dokładniejsze informacje przyjdzie nam jeszcze poczekać przynajmniej kilka godzin. Z resztą nie wiemy jak się sytuacja dalej rozwinie - odpowiedział rozmówca a z jego wypowiedzi dało się wyczuć, jakby chciał uniknąć podawania dalszych informacji.
- Ale proszę powiedzieć słuchaczom ile wynoszą szacunkowe dane na temat ofiar - ciągnęła za słowo reporterka.
- Jest potwierdzona śmierć 150 osób. Ale zaznaczam, że pod gruzami może znajdować się jeszcze wielu zabitych i rannych. Proszę pamiętać, że od chwili wystąpienia tego najmocniejszego wstrząsu minęło zaledwie 50 minut - powiedział rozmówca.
- A czy wiadomo coś o liczbie rannych? - ciągnęła dalej redaktorka.
- Na chwilę obecną jest to około 6000 osób, ale to są dane tylko z 4 szpitali. Ranni są cały czas rozwożeni. Ponadto niektóre szpitale, jak ten na Cystersów, już nie przyjmują rannych. Dostałem teraz informację ze stacji krwiodawstwa, że zaczyna brakować krwi i wszyscy chętni proszeni są o jej oddawanie. Potrzebne są nam również ręce do pomocy przy poszukiwaniu zabitych i rannych – dodał komendant.

Korek wreszcie trochę puścił i po kilkunastu minutach dojechałem na miejsce. Po drodze widziałem mnóstwo osób zgromadzonych przed budynkami a ich zaniepokojone twarze dodatkowo wzmacniały powagę chwili. Ku mojemu zdziwieniu na alejach nie było korków jakich się spodziewałem.
Podjechałem pod biuro. Aśka czekała już na mnie w pobliżu przystanku, machając na mój widok.
- Jak dobrze, że jesteś - powiedziała ściskając mnie za szyję.
- Już dobrze kochanie, wystraszyłaś się trochę, prawda? - zapytałem spokojnym głosem.
- Jedźmy do rodziców, proszę – powiedziała wystraszona - nie mogę się z nimi skontaktować. Komórki nie działają.
- Ale kochanie, postaraj się uspokoić jeśli to możliwe. Trzęsienie było w Warszawie, nie u nas. Z rodzicami na pewno wszystko jest w porządku … - nie dokończyłem jednak zdania bo Aśka wyraźnie zdenerwowanym głosem przerwała:
- Nie dyskutuj ze mną, tylko jedź najszybciej jak się da – powiedziała stanowczo a jej wzrok nie pozostawiał nic więcej do dodania.
- Dobra, postaram się jak najszybciej wykręcić, ale mogą być spore korki na obwodnicy. Właśnie czekałem tam 15 minut na wyjazd – odpowiedziałem, ale nie słuchała mnie próbując bezskutecznie dodzwonić się do domu.

Stojąc przy wjeździe na obwodnicę słuchaliśmy w przerażeniu kolejnych relacji z miejsca zdarzeń. Liczby zabitych i rannych zwiększały się z minuty na minutę obrazując niewyobrażalną skalę całej tragedii. Nie mogłem uwierzyć w to co płynęło z głośników. To brzmiało jak katastroficzny wysokobudżetowy film amerykański, gdy tymczasem to wszystko działo się realnie i my jesteśmy tego świadkami. Ta liczba ofiar to nie był film.
Do Bochni dojechaliśmy 20 minut później. Gnałem przed siebie jak szalony, wyprzedzając niekiedy na trzeciego a Aśka jeszcze mnie poganiała abym jechał szybciej. Kiedy wysiadaliśmy z samochodu usłyszałem komunikat mówiący o około 900 osób zabitych i 17 000 rannych. To jest jakiś koszmar - pomyślałem.

Dwa miesiące później, kiedy znaliśmy już przyczyny wystąpienia wstrząsów i zapewnienia sejsmologów, że podobne zdarzenia raczej nam zagrażają, po odgruzowaniu centrum i uprzątnięciu śródmieścia stolicy, podano do publicznej wiadomości oficjalne statystyki: bezpośrednio na miejscu oraz na skutek odniesionych ran śmierć poniosło w sumie 2500 osób. Liczba rannych przekroczyła 32 000.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz